I’m your Devil

Dookoła panowała ciemność nocy wypełniona szarą, gęstą mgłą, w której niewiele było widać. Cisza była jakaś nienaturalna i złowroga, nic jej nie zakłócało, nawet wiatr, więc skąd ten chłód spacerujący po nagich ramionach, karku i bosych nogach?
Vivian rozejrzała się, czując niepokój całą sytuacją. Nie dostrzegła jednak niczego, co powiedziałoby jej, gdzie się znajduje i czego może się spodziewać. Do tego nie miała broni, co też nie wprawiało jej w najlepszy nastrój.
We mgle dostrzegła jasne, niestałe punkty. Zaświeciły się nagle, bez żadnego ostrzeżenia. Zimny wiatr rozwiał jej włosy i sprawił, że zadrżała. Potarła ramiona, żeby się odrobinę rozgrzać, ale to niewiele dało.
Śmiech. Rozbawiony, szyderczy, upiorny wręcz. Przychodził ze wszystkich stron i z każdą chwilą był coraz głośniejszy. Rozejrzała się za jego źródłem, ale nikogo nie dostrzegła.
– Proszę, proszę – usłyszała. – Któż to przybył w nasze skromne progi?
Głos też dochodził ze wszystkich stron.
– Kim jesteś? Czego chcesz? Gdzie jesteś?
– Czyżby księżniczka była przerażona?
Vivian postawiła krok przed siebie, choć nie wiedziała zupełnie, czy wybrała dobry kierunek. W odpowiedzi usłyszała kolejny wybuch śmiechu.
– Kim jestem? – zapytał rozbawiony. – Lepiej uważaj z takimi pytaniami, księżniczko. Jestem twym koszmarem. Twoim osobistym diabłem.
Jego upiorny śmiech wypełnił uszy Vivian, która miała już tego dość. Odwracała się wokół własnej osi z gniewem wypisanym na twarzy.
– To nie jest zabawne – warknęła.
– Na razie jest w dobrym humorze – usłyszała inny głos. – Zwykle nie jest aż tak przyjazny.
Dostrzegła rudowłosą postać o jednym zielonym oku, drugie było ukryte pod przepaską. Ręce trzymał w kieszeniach, wydawał się znudzony.
– To znaczy? – zapytała.
– Nie wiesz? – odparł. – Nie bój się, nie jest twoim wrogiem.
Odwrócił się na pięcie i ruszył przed siebie. Osłupiała Vivian nie ruszyła się z miejsca zwłaszcza, kiedy zobaczyła u rudzielca rudy ogon, który zaraz zniknął, więc chyba jej się przewidziało.
– Idziesz? – rzucił przez ramię.
Dopiero teraz ruszyła za nim, choć nie miała pojęcia, dokąd ją prowadzi. Jednak zostanie w tej mgle samej nie wydawało jej się dobrym pomysłem. Od czasu do czasu pocierała zmarznięte ramiona
Chichot przerwał ciszę. Nie był to śmiech, który słyszała poprzednio. Ten był cieńszy i bardziej rozbawiony, ale równie szalony. Zanim Vivian zdążyła się odwrócić, po obu jej bokach pojawiły się dwie dziewczęce postacie, obie uczesane w wysokie kucyki, ubrane w sukienki pełne koronek i przekrzykujące się wzajemnie:
– Mamy gościa! Mamy gościa!
Jedna była czerwonowłosa i miała zielone oczy, druga szczyciła się ciemnozielonymi włosami i fioletowym spojrzeniem. Śmiały się, skacząc wokół Vivian, która się zatrzymała.
W pewnym momencie obie złapały ją za ręce i każda pociągnęła w swoją stronę.
– Moja lalka!
– Nie, moja!
Kłóciły się tak przez chwilę, zupełnie nie zwracając uwagi na szamotaną Vivian, która już czuła ból w ramionach.
– Puśćcie ją – odezwał się rudzielec. – Mamy jej nie krzywdzić.
Obie dziewczyny przypadły do Vivian, przytulając się do niej i patrząc oskarżycielsko na chłopaka.
– Chcesz nam ją zabrać i sam się nią bawić – oskarżyły go.
– On nie będzie zadowolony, jeśli się spóźnimy.
– Ale my chcemy się bawić.
Rudzielec wzruszył ramionami i ruszył dalej.
– Głupek! – wrzasnęły dziewczyny.
Puściły Vivian i zniknęły we mgle, chichocząc niepokojąco.
– Zwariowany sen – mruknęła.
– A może rzeczywistość? – odparł rudzielec. – Skąd wiesz, co jest czym? Sen? Rzeczywistość? Cienka granica je dzieli.
Nic już więcej nie powiedział. Przez chwilę szli w milczeniu, po czym wszedł w mgłę tak gęstą, że Vivian straciła go z oczu. Podbiegła parę kroków i zatrzymała się gwałtownie.
Za ścianą mgły stał okrągły stół wypełniony łakociami i dwa fotele. W jednym z nich siedziała postać w długim płaszczu i cylindrze, spod którego na plecy opadały czarne jak atrament włosy.
– Witam na moim herbacianym przyjęciu – odezwał się.
– Ładnie pachniesz – usłyszała gdzieś za sobą.
Odwróciła się, ale dostrzegła tylko białe włosy. Postać w fotelu zaśmiała się rozbawiona, gdy Vivian drgnęła, kiedy poczuła czyjeś palce na skórze.
– Dziewczynki cię nie przygotowały? – zapytał.
– Rozerwałyby ją na strzępy – zza fotela wyłonił się rudzielec.
Brunet wyciągnął rękę i pogłaskał go po włosach jak ulubionego zwierzaka.
– Dawno nie mieliśmy gości. Są podekscytowane, a teraz pewnie gdzieś płaczą.
Podniósł się z miejsca i powoli podszedł do Vivian, lustrując ją spojrzeniem. Dopiero teraz zobaczyła czerń jego oczu. Cofnęła się odruchowo, gdy wyciągnął do niej rękę. Uśmiechnął się drapieżnie.
– Czego się tak boisz, księżniczko? – zapytał.
Odskoczyła, gdy usłyszała w uchu:
– Mogę cię zjeść, słodka dziewczynko?
– Nie, nie możesz jej zjeść – odpowiedział brunet.
Wyciągnął rękę i złapał za koszulę białowłosego chłopaka, którego grzywka zasłaniała lewą połowę twarzy. Szare oczy patrzyły na bruneta z niezadowoleniem.
– A przynajmniej skosztować? – zapytał z nadzieją.
– Nie.
– Jesteś okropny – nadął policzki.
Brunet pchnął go w stronę stołu.
– Tam masz swoje słodycze. Ją zostaw. Jeszcze nie wypiliśmy herbaty.
Vivian patrzyła na to dość zaskoczona. Oni nie zachowywali się normalnie. Chciała się cofnąć, ale chwycił ją za rękę. Miał lodowatą dłoń.
– Herbaty? – zapytał.
– Puszczaj.
– Czego się boisz, księżniczko? Własnego diabła?
Rudzielec zalał herbatę i przyniósł im dwie filiżanki. Brunet poczęstował się bardzo chętnie.
– Gorzka – stwierdził.
– Cukru już nie ma.
– Taką lubię. Częstuj się, księżniczko.
Ujęła filiżankę i upiła łyk napoju. Rzeczywiście był gorzki, ale ciepły i trochę ją rozgrzał. Zanim jednak napiła się znowu, rudzielec odebrał jej naczynie, a brunet cofnął się o kilka kroków.
Nim się obejrzała, została owinięta w jakiś materiał, a wokół niej na nowo biegały te dwie dziewczyny. Tak mocno ścisnęły materiał, że trudno jej było oddychać. Nie była jednak w stanie wypowiedzieć słowa skargi. I gdy już była pewna, że straci przytomność, czerwonowłosa dziewczyna puściła swój koniec materiału, a ta druga pociągnęła własny, obracając Vivian wokół własnej osi. Nie przewróciła się jednak, wpadła prosto w ramiona rudzielca, który uśmiechnął się do niej. Postawił ją i dopiero wtedy zauważyła, że zamiast koszuli nocnej ma na sobie kusą, czarną sukienkę z mnóstwem koronek i gorsetem.
Brunet pstryknął placami i niewidzialne nici uniosły ręce Vivian do góry. Inne zaś sprawiły, że zaczęła poruszać się w jakimś dziwnym rytmie.
– Co ty robisz? – wykrztusiła.
– Jesteś moją laleczką, księżniczko.
– Puść mnie – zażądała.
– Kiedy nadejdzie czas.
Był bardzo rozbawiony, widząc jej niezadowoloną minę. Nicie jednak były na tyle mocne, że tańczyła, jak chciał. Po chwili dołączyły do niej obie dziewczyny, chichocząc radośnie.
Kolejny raz pstryknął i Vivian opadła na kolana. Zaraz też poczuła na policzku oddech białowłosego.
– Na pewno nie mogę cię skosztować? Jesteś taka słodka.
Odsunęła się od niego, patrząc z przerażeniem na jego psychopatyczny uśmiech. Białowłosy zbliżył się po raz kolejny. Przysuwał się za każdym razem, gdy się cofała.
– Uratować cię, księżniczko? – usłyszała kpinę. – Tylko się nie upieraj.
Nie odpowiedziała, wzbudzając śmiech bruneta. Nawet nie zauważyła, kiedy pojawił się tuż za nią. Cofnęła się w jego ramiona, objął ją zaborczo i wciągnął zapach jej włosów.
– Rzeczywiście słodka – stwierdził, gdy przejechał językiem po jej uchu.
– To niesprawiedliwe. Ja też chcę – jęknął białowłosy.
– Precz.
Dłoń bruneta przesunęła się po jej ramieniu, talii, biodrze, udzie, za które przyciągnął jej nogę bliżej, kolanie, łydce i objęła kostkę. Czuła jego oddech na szyi.
– Czego ty ode mnie chcesz? – zapytała.
– A czego może chcieć twój koszmar? – odparł. – Jestem twoim osobistym diabłem.
– Jeszcze herbaty? – zapytał rudzielec. – A może coś słodkiego? Jeszcze trochę zostało.
– Herbatę nam podaj.
– Oczywiście.
Nie wypuścił jej z ramion. Chłodne palce pieściły kostkę dziewczyny, druga dłoń pewnie trzymała filiżankę, z której powoli popijał świeżą herbatę.
Vivian jeszcze przez chwilę myślała o wyrwaniu się, ale zaakceptowała tę dziwną pozycję, w której siedzieli. Powoli popijała herbatę, uspokajając się.
– Już się nie boisz? – zapytał. – Nie przerażam cię, księżniczko?
– Przecież nie jesteś moim wrogiem – odparła.
– Psujesz zabawę, księżniczko. Widzisz – wskazał na spokojnie stojących białowłosego i dziewczyny – opadli z sił.
– A ty i rudzielec?
Zaśmiał się rozbawiony.
– Jestem twoim osobistym diabłem, a on mi służy, ale chyba czas się pożegnać. Mam nadzieję, że herbata smakowała.
Zanim zaprotestowała, przyciągnął ją do pocałunku. Poczuła jakiś płyn w ustach, chciała go wypluć, ale brunet na to nie pozwolił. Zmusił ją do przełknięcia, choć kropla wyrwała się z ust i spłynęła po jej brodzie.
– Co to…?
– Nie bój się. Jeszcze się spotkamy, księżniczko.
Opadła zemdlona w jego ramiona. Rudzielec pochylił się nad dziewczyną.
– Wróci tutaj? – zapytał.
– Oczywiście. Nie wypuszczę jej tak łatwo. Jest tylko moja. Wrócisz tu, księżniczko. Nie poddam się tak łatwo i koszmar powróci – zaśmiał się.

Vivian zerwała się do siadu. Była wystraszona i dziwnie pobudzona, a w uszach wciąż słyszała ten upiorny, szyderczy śmiech i słowa obietnicy:
– Wrócę po ciebie. Bądź gotowa na nowy koszmar, księżniczko. Jestem twoim koszmarem. Twoim osobistym diabłem.

***

Arte: Chyba wszyscy wiedzą, jak wygląda osobisty koszmar Vivian.
Vivian: Podkład do tego tekstu znajdziecie na naszym fb. Lada chwila halloweenowe teksty pojawią się u Corrie, na dA i na Córce Szefa, do której Laur od przyszłego tygodnia wraca. Nie zapomnijcie tam także wpaść.
Laurie: Dziś bawcie się dobrze, jeśli jakoś obchodzicie Halloween, a jutro pamiętajcie o swoich zmarłych i uważajcie w podróży. Pozdrawiamy serdecznie i do następnego.

Dodaj komentarz