What you gonna do when the devil finds you alone With the doubts about the ones you love? His heart is as cold as a stone What you gonna do when the guy above says You’ve been too bad and you need to cool down now?

Obudził ją zapach. Bardzo znajomy i mimo wszystko dość przyjemny. Tęskniła za nim. Przez wiele miesięcy dawał jej poczucie bezpieczeństwa i rzeczywistości. Pozwalał trzymać szaleństwo na wodzy, chronił. Kojarzył się z tak wieloma wspomnieniami, uczuciami i emocjami. Wtedy doprowadzał ją do szału, teraz jej go brakowało.
Otworzyła oczy, by po chwili je zamknąć. Powieki miała zbyt ciężkie, ciało ociężałe. Tak jakby ktoś włożył w nie ołów. Wokół panowała cisza. Nie wiedziała, jak długo była nieprzytomna. To wszystko, co się wydarzyło, było chaosem pełnym dziur w jej głowie. Nie była w stanie tego połączyć w zgrabną całość. Co było prawdą, a co snem. Nie wiedziała.
Znów uniosła powieki. Obraz miała dość niewyraźny, ciemnawy. Bardzo powoli zaczęła odróżniać poszczególne kształty, a od tła odbiła się jakaś postać.
– Kanda… – wyszeptała ochryple.
– Niestety to tylko ja – usłyszała znajomy głos.
Obraz nabrał ostrości. Teraz wyraźnie zobaczyła błękitne oczy, przystojną twarz i brązowe włosy w większym niż zwykle nieładzie. Uśmiech odsłonił kły dłuższe niż u człowieka.
– Arte…
– Cześć, maleńka. Cieszę się, że się obudziłaś.
Próbowała się podnieść, ale nie była w stanie. Ciało nadal było ociężałe. Wampir pomógł jej usiąść i podał odrobinę wody, by zwilżyć suche gardło. Dopiero wtedy uświadomiła sobie, co się wydarzyło.
– Egzorcyści…
Zerwała się, ale był to tylko słaby odruch. Arte przytrzymał ją na poduszkach.
– Uspokój się. Musisz jeszcze odpocząć.
– Ale…
– Nie martw się – wszedł jej w słowo. – Nikt nie zginął. Zaraz ci wszystko opowiem. Uspokój się.
Wzięła głębszy oddech. Miała wiele pytań. Ostatnie, co pamiętała, to zimno śniegu na policzku, gdy upadła. Teraz była tutaj. Jak długo spała? Skąd wziął się tutaj Arte? Czy egzorcyści wyszli z tej batalii cało? Nic nie wiedziała.
– Ten zapach… Lotos…
– Kadzidło – wskazał na szafkę nocną. – Chciałem, żebyś się rozluźniła.
– Przyniosło raczej odwrotny skutek – prychnęła. – Zawsze robię się przy nim czujniejsza.
Arte uśmiechnął się rozbawiony. Nie uwierzył jej.
– A to ciekawe, bo spałaś jak aniołek, odkąd je zapaliłem. Jakbyś była bezpieczna.
Vivian się nachmurzyła. Nie znosiła, kiedy wampir zaczynał ten temat, bo był dla niej trudny. Czasami chciała zapomnieć, ale nie potrafiła. To wciąż wracało, a Arte znalazł w tym powód, by wbijać jej szpilę za każdym razem. Nie ułatwiał tego.
– Mniejsza z tym – westchnęła. – Wydawało mi się, że umrę.
– Bo umarłaś – odpowiedział poważnie. – Przez kilka chwil nie oddychałaś.
– Więc jak?
– Pozwolisz, że zacznę od początku. Po drodze spotkałem Arsena, który też wracał do domu po swoich misjach. Nocowaliśmy w przydrożnej gospodzie, unikając śnieżycy. Podczas porannego połączenia z domem dostaliśmy rozkaz skierowania się do Stuttgartu. Niestety drogi były przysypane i podróż zajęła nam więcej czasu, niż zakładaliśmy. Z daleka widzieliśmy walkę egzorcystów z demonem. Udało nam się ochronić dziewczynę.
– Lenalee.
– Arsen zajął się demonem, a ja tobą. Nie oddychałaś. Próbowałem cię przywrócić, ale udało się dopiero po zabiciu demona. Było blisko.
Uśmiechnął się ciepło. Te kilka chwil były dla niego przerażającym doświadczeniem, ale teraz było już dobrze. Oddychała, jej serce biło, a nawet była przytomna i rozmawiała z nim. Strach przepadł.
– Co z egzorcystami? – zapytała.
– Byli poranieni, ale żywi, gdy odjeżdżaliśmy. Nie sądzę, by te rany zagrażały ich życiu. Najgorzej wyglądał twój brat. Został przebity własnym mieczem.
– Powiedz, że to nieprawda – zbladła.
To był jeden z najgorszych scenariuszy, które mogła sobie wyobrazić. Do tego nie powinno w ogóle dojść.
– Vivian?
– Wiesz o Czternastym. Miecz Allena to jego innocence, a innocence i Noah to przeciwstawne siły. To mógł być impuls do przebudzenia się Czternastego – wyjaśniła. – A jeśli to się stanie, wszyscy w Zakonie będą w niebezpieczeństwie.
– I chcesz tam iść? Przecież przed nimi uciekałaś. Nie chciałaś, żeby cię rozpoznali.
– Ale…
– Vivian, pomyśl racjonalnie. Tego właśnie chcesz? Wrócić do Czarnego Zakonu?
Spuściła spojrzenie. Właśnie dała się ponieść emocjom. Wiedziała, że jeśli się tam pojawi, będzie musiała zostać, a na to nie była gotowa.
– Czternasty jest aż tak potężny? – zapytał Arte.
– Nie znam jego możliwości. Nie mam wspomnień z innych cykli jak pozostali Noah.
– Poproszę Radę, aby ktoś z Londynu miał oko na Zakon. W tym stanie cię tam nie puszczę – powiedział poważnie.
– Mam wątpliwości – przyznała. – Tam też jest mój dom. Serce się do nich wyrywa. Gdy uciekałam ze Stuttgartu, walczyłam sama ze sobą. Część mnie chciała się ujawnić, część zaś wiedziała, że nie wolno. Że to się źle skończy. Nie chcę odchodzić z Ligi. Wybierać.
– Nie musisz. Należysz do Czarnego Zakonu i do Ligi Cieni. Nie musisz wybierać jednego domu. Zawsze znajdzie się dla ciebie miejsce. Jeśli masz wątpliwości, nie idź tam, gdzie mogą cię skrzywdzić. Byś nigdy więcej nie była od kogoś zależna. Masz jeszcze czas.
Pokiwała głową, czując łzy w kącikach oczu. Teraz była pełna wątpliwości. Nie wiedziała, czy w ogóle kiedykolwiek powinna wracać do Czarnego Zakonu. Tiedoll polecił jej jedynie dotrzeć do Ligi Cieni, nie powiedział, co powinna robić dalej. Może powrotu nie było w planach, a może dostała wolną rękę w tej sprawie. Wiedziała, że Leverrier jej tego nie odpuści. Dokumenty ze szkatuły staną się dla niego podstawą, aby ją zlikwidować, a ta dwuletnia nieobecność tylko pogłębi nieufność. Nie wiedziała, czy jest w stanie mu się przeciwstawić i na nowo przekonać do siebie egzorcystów. Mogą mieć jej za złe to kłamstwo. Nie mogła im tego odmówić, nie urażając ponownie ich uczuć. Może teraz byłaby dla nich zupełnie obca?
Pierwsza łza spłynęła cicho, znacząc ścieżkę na jej policzku. Przygryzła wargę, by nie zacząć szlochać. Jednak stało się to trudne, gdy Arte przygarnął ją do siebie i pogłaskał po włosach.
– Wystarczy – szepnął. – Byłaś wystarczająco dzielna. Czas odpocząć.
– Arsen tu jest? – odparła.
– Nie ma. Rano pojechał na kolejną misję. Zostaliśmy sami.
Dopiero wtedy pozwoliła sobie na płacz. Była pełna wątpliwości i niepewności. Stuttgart wydarł z niej dużo więcej sił, niż się spodziewała. Nie była gotowa na tak poważne starcie z dawnymi kompanami, przez co czuła się rozdarta. Powinności i uczucia ciągnęły ją w dwie różne strony, a ona na razie nie miała sił, by to połączyć. Ukrywała się w Lidze niepewna własnej drogi. Próbowała odsunąć od siebie czas podjęcia decyzji tak długo, jak się dało, choć wiedziała, że wiecznie przed tym uciekać nie będzie.
Arte milczał. Najchętniej nigdy nie puszczałby jej do egzorcystów. Wtedy musieliby się pożegnać, raczej oboje nie mieliby już czasu na beztroskie spędzanie czasu razem. Ich ścieżki rozejdą się, czy tego chcą czy nie. Egoistycznie próbował oddalić ten moment. Nie chciał jej stracić, oddać tym, którzy na nią nie zasługują. Tyle razy już ją skrzywdzili, widzieli w niej tylko Noah i narzędzie, tłamsili, szczuli jak dzikie zwierzę. Nie mógł pozwolić, aby to się powtórzyło. Nie chciał znów zostać sam. Była jego przyjaciółką, odbiciem jego lęków i porażek, przed którymi chciał ją chronić. W końcu na kimś zaczęło mu zależeć, a musiał ją oddać tym, którzy na nią nie zasługują. Nigdy nie zasłużą na Anioła Lucyfera.
– Jestem okropny – przyznał się cicho. – Najchętniej zabrałbym cię do Pałacu i tam ukrył przed Zakonem. Nigdy nie pozwoliłbym ci go opuścić.
– Nie jesteś zły – odparła. – Każdy chce chronić to, co dla niego cenne. Rozumiem.
– Dasz radę wyruszyć dzisiaj? – zapytał. – Nadal jesteśmy blisko Stuttgartu, a siły Zakonu mogą cię szukać. Nie chcę problemów.
Pokiwała głową. Arte miał rację. Powinni stąd zniknąć, nim Czarny Zakon odkryje ich kryjówkę. Nie była gotowa, by wrócić, a ściąganie na Ligę problemów było ostatnim, czego pragnęła. Sama też potrzebowała oddechu po tym wszystkim, co się wydarzyło. Zresztą podejrzewała, że Rada i tak nie wysłałaby jej od razu na kolejną misję po raporcie, który otrzymali. Może i powrót do pracy byłby lepszą perspektywą, ale z rozkazami nie mogła dyskutować. To i tak nic by nie dało.
Berlin został zasypany gęstym śniegiem, a życie w mieście zamarło na kilka dni. Mróz też dawał się wszystkim we znaki, w niektórych miejscach władze postanowiły o przygotowaniu koksowników, z których korzystali głównie ulicznicy. Wielu z nich mogło to uratować życie, choć równie dobrze tylko opóźnić chwilę zamarznięcia.
Vivian nie lubiła takich dni. Zbyt mocno przypominały jej o czasach, kiedy sama żyła na ulicy. Wolałaby zapomnieć, że to się w ogóle wydarzyło, nie pamiętać tych wszystkich ran, które sobie zadała, aby przetrwać. Nie pomagało ciepło pościeli i grzane wino. Nawet drugie ciało tak blisko nie rozwiewało przykrych wspomnień. Żyły w niej głęboko, pogarszając nastrój.
Dłoń Akiry dotknęła blizny po ataku demona pod Stuttgartem. Nadal była widoczna i przypominała o wątpliwościach, które miała.
– Nie powinienem pytać – odezwał się.
To nie było pytanie, lecz stwierdzenie. Niepokoiło go, że tak długo stoi przed lustrem i wpatruje się w to miejsce na swoim ciele. Mógł się jedynie domyślać, że podczas ostatniej misji wydarzyło się coś złego. Uderzyło w nią i nadal nie mogła zapomnieć.
– Mógłbyś zejść po wino? – zapytała.
– Oczywiście. Chcesz coś jeszcze?
Pokręciła głową. Tego, czego w tej chwili chciała, Akira nie mógł jej przynieść. Nie było sensu o tym wspominać. Gdy została sama, wróciła do pokoju i owinęła się w prześcieradło, by podejść do okna. Na zewnątrz panowała księżycowa noc. Światło pełni było silniejsze od latarni i nadawało białemu miastu dość niezwykłą atmosferę. Może nawet magiczną – wrażenie osoby, która stała w oknie zupełnie nieświadoma rzeczy, które pojawiały się w mroku. Jakże chciała być jedną z nich. Nie wiedzieć, że taka noc wcale nie jest taka piękna, jak się wydaje. Że należy jej unikać, jeśli nie jest się gotowym na walkę o swoje życie. Że są rzeczy, których należy się bać.
– Vivian.
Uśmiechnęła się do Akiry, który podał jej kieliszek wina. Upiła łyk, rozkoszując się lekko cierpkim smakiem. Alkohol powoli rozpływał się w jej żyłach.
– Czasami trudno nie wierzyć, że jesteśmy przeklęci – powiedziała cicho. – Zbyt dużo wiemy, zbyt dużo widzieliśmy.
– Dla mnie taka noc jest piękna – odparł.
– Ja już nie umiem tego oddzielić. Chciałabym, ale nie potrafię.
– Po prostu jesteś zmęczona.
– Tak sądzisz?
– Widzę to w twoich oczach.
Zaśmiała się. Ten chłopak zawsze ją zaskakiwał pokładami entuzjazmu i wiarą, że może choć na chwilę wyciągnąć ją ze świata pełnego ciemności. Chyba to był główny powód trzymania go przy sobie. Musiała być naprawdę samolubna. Nawet nie zauważyła, kiedy się taka stała. A może zawsze taka była? Na tyle samolubna, by przyzwyczajać do siebie ludzi, wykorzystywać ich, a potem porzucać, gdy ruszy dalej. W końcu była Noah. Coś takiego zapewne było w jej naturze.
– Akira, co ty do mnie czujesz? – zapytała.
– Lubię cię – padła odpowiedź.
– Lubisz? – westchnęła.
– To chyba nic złego, prawda?
– Nie powinieneś się do mnie przyzwyczajać. Pewnego dnia odejdę i prawdopodobnie nawet się nie pożegnam.
– Wiem o tym. Taka natura Cieni. Rozpływają się w ciemności bądź w świetle w ciągu chwili. Nietrwałe jak kwiaty wiśni. Nie musisz się o mnie martwić.
– Jesteś pewny?
– Oczywiście. Dam sobie radę. Taka wasza natura.
– Nie będziesz za mną tęsknić?
– Będę. Pewnie poczuję też smutek, gdy odejdziesz, ale zaakceptuję to, bo najwyraźniej tak musi być.
Spojrzała na niego uważnie. Był tu po to, aby zapełniać chwilowo pustkę i zaspokajać jej potrzeby, ale przy tym wykazywał się dojrzałością i taktem. W innych warunkach mógłby zostać kimś naprawdę wyjątkowym i znaczącym. Dla niej był kimś ważnym, choć nie darzyła go niczym więcej prócz sympatii i szacunku.
– Jestem okropna – stwierdziła.
– Nieprawda.
– Niewiele o mnie wiesz.
– Wystarczająco, by mieć tę pewność. Okropni ludzie nie szanują innych.
Przejechała palcem po jego dolnej wardze. Dotknęła policzka, linii szczęki. Szukała w nim czegoś, czego nie miała szansy znaleźć. Zaśmiała się krótko ze swojej głupoty. Naprawdę powinna dać sobie spokój. To i tak niczego nie zmieni.
– Jestem zmęczona – przyznała.
– Łóżko jest jeszcze ciepłe.
– Zostań ze mną.
– Zostanę.
Oparła swój ciężar na nim, pozwalając sobie zasnąć. Akira zachwiał się, ale nie upadł. Wziął ją na ręce i zaniósł do łóżka. Nie spała od kilku dni, więc musiała być wykończona. Podejrzewał, że miała powód, by nie zasypiać, choć niczym się nie zdradziła. Nie pytał, by nie rozdrapywać tych ran. Miał spełniać swoją rolę, przynieść jej odrobinę ukojenia i chyba to się udało, skoro spała tak spokojnie, ufnie w niego wtulona.
– Obyś miała dobre sny, upadły aniele – szepnął.
Kolejne dni dla Vivian oznaczały przymusowy urlop. Rada nie chciała jej forsować po ostatnich wydarzeniach, a do tego zauważono wzmożony ruch ludzi z Czarnego Zakonu. Poszukiwacze kręcili się to tu, to tam, wypytując o znikające bez śladu akumy. W ten sposób próbowali namierzyć Vivian albo sprawdzić teorię o innocence. Bardziej profilaktycznie było wycofać Walker z misji. Ona sama też to rozumiała i nie buntowała się. Wielokrotnie już przez to przechodziła, gdy musiała się przyczaić przed wrogiem.
Postanowiła wykorzystać ten czas na badania. Przez kolejne zadania były trochę rwane, ale nigdy ich nie zarzuciła. Żmudne zbieranie informacji pochłaniało ją na wiele godzin, uczyła się o wielu rzeczach, ale wciąż była gdzieś na początku drogi. Co jakiś czas zaczynała mieć mętlik w głowie, uporządkowywała wszystkie zgromadzone informacje i szukała kolejnych. Robiła pierwsze próby – głównie w teorii. Nie zdobyła jednak pewności, że wie, jak poradzić sobie z Czternastym.
– Ciężko pracujesz, Vivian – usłyszała.
Podniosła się z kolan. Notatki miała rozłożone na podłodze w nieuczęszczanej części biblioteki, bo stół był już za mały. Posłała zmęczony uśmiech Sigrue, który zaglądał do niej co jakiś czas.
– I nadal niewiele wiem – odparła. – Dziękuję.
Odebrała od mężczyzny kubek z herbatą i gestem zaprosiła go na jeden z foteli. Sama zajęła drugi.
– Zgromadziłaś bardzo dużo wiedzy – zauważył. – Wątpię, by był ktoś, kto wie więcej od ciebie na temat rozdzielania dusz.
– Tylko to nadal nie mówi mi, co zrobić z Czternastym – westchnęła. – Wymyka się ze wszystkich przykładów, jakie znalazłam. Liga nie zna przypadku, kiedy dusza człowieka opętała innego człowieka. Obawiam się, że nie umiem pomóc Allenowi.
Sigrue odstawił kubek i wstał, by przejrzeć jej notatki. Zamierzał jej pomóc na tyle, na ile potrafił. Wielokrotnie rozmawiali już na ten temat, jego pomysły powstrzymywały kobietę przed zarzuceniem projektu, gdy trafiała na kolejną ścianę. Musiał też przyznać, że ten przypadek dość mocno go zainteresował. Minęło dwadzieścia lat od śmierci Czternastego, a jednak udało mu się przetrwać i pasożytował obecnie na tym chłopaku. Nie wiązały ich żadne więzy krwi, do tego ciało młodszego z Walkerów było ściśle związane z innocence – zabójczym materiałem dla Noah. Co innego Anioł Lucyfera, który z założenia miał łączyć przeciwstawne siły, a co innego pozostali Noah. To, w jaki sposób opętał chłopca, było niezbadaną tajemnicą, której prawdopodobnie nie rozwiążą. Może gdyby podjęli się badań na Allenie, ale w tej chwili było to niemożliwe. Zniknięcie młodego egzorcysty nie ujdzie uwadze Czarnego Zakonu i może przynieść więcej szkód niż korzyści.
– Przyszły informacje od obserwatorów – odezwał się znad kolejnych kart. – Allen Walker nie wykazuje zmian w zachowaniu. Wydaje się, że nie doszło do przebudzenia Czternastego.
– Powinnam odczuć ulgę – stwierdziła Vivian – ale nie mogę pozbyć się niepokoju.
– To chyba dobra wiadomość.
– Cieszę się, że Allen nadal jest Allenem – odparła. – To jest dobra wiadomość, ale paradoksalnie bardziej niepokoi mnie milczenie Czternastego. Od czasu jego ujawnienia minęło już przeszło trzy lata, jeśli dobrze liczę. Początkowo dawał jakieś symptomy, ale dotąd nie zaatakował jawnie. Nie wiem, dlaczego.
Sigrue zamyślił się. O Czternastym Noah Liga nie wiedziała zbyt wiele. To było poza ich kręgiem zainteresowania, zresztą Klan Noah w tamtym okresie krył się w cieniu historii i nawet egzorcyści nie wiedzieli zbyt wiele. Wielu wątpiło w ich istnienie. Najwięcej informacji zdobyli Kronikarz, który wtedy nie należał jeszcze do Czarnego Zakonu, oraz Marian Cross. Ten drugi współpracował z Neą Walkerem, więc jest najlepiej zorientowaną osobą co do planów i zamiarów Noah Zniszczenia. Przynajmniej w teorii.
– Podejrzewasz, że Czternasty coś szykuje? – zapytał.
– Nie mam pojęcia, ale wiem, że jest gotowy poświęcić wszystko dla osiągnięcia swoich celów. Może mieć jakieś plany względem Zakonu, skoro jeszcze się nie ujawnił. Nic nie wiem – jęknęła z frustracją.
– Spokojnie, Vivian. Pamiętaj, że w takich przypadkach coś do powiedzenia ma również osoba opętana. Zaufaj Allenowi.
Pokiwała głową, choć bez przekonania. Nie to, że nie wierzyła w przyszywanego brata, ale obawiała się Czternastego. Z jakiegoś powodu w jej sercu urósł lęk przed własnym ojcem i jego mocą. Może dlatego, że nie wiedziała, na czym ona polega. Nie miała wspomnień z innych pokoleń prócz pierwszego, więc nie posiadała wiedzy na temat Nei. To mogło wiele zmienić, jeśli przyjdzie do starcia, a czuła, że tak się stanie, jeśli wcześniej go nie rozdzieli z Allenem.
– Moja panno – usłyszeli śpiewne wołanie.
Spomiędzy półek wyszedł Arte z wesołym uśmiechem na ustach. Z lekkim zaskoczeniem przyjął obecność członka Rady Starszych w bibliotece.
– Sigrue – przywitał go z szacunkiem.
– Witaj, Arte.
– Ile razy mam ci powtarzać, że nie jestem twoją panną? – warknęła Vivian. – Demencja starcza czy jaka cholera?
– Miałem rację. Już zaczynasz gryźć – stwierdził wampir, nie przejmując się jej wściekłą miną. – Idziemy do „Szalonego Kruka” na drinka. Zbieraj się.
– Jakbyś nie zauważył, niektórzy tu pracują – warknęła.
– Przerwa – oznajmił Arte.
Kobieta miała powiedzieć mu kilka słów do słuchu, ale nie zdążyła. Sigrue odezwał się pierwszy:
– Arte ma rację. Powinnaś spędzić trochę czasu z przyjaciółmi. To też jest ważne, a tylko odświeży ci umysł.
– No widzisz, moja panno. Poza tym Akira już się stęsknił.
– Zabiję cię – powiedziała poważnie.
Sigrue zaśmiał się, widząc ich wzajemne zaczepki. Możliwe, że wydawało się im, że tak będzie zawsze. Nie zważali na płynący czas. Anioł Lucyfera i wampir, którego nie dotyczą lata. Dwie skrzywdzone istoty, które odnalazły wspólny język i dały sobie oparcie. Tak niewiele dni im dano, a koniec mógł nadejść szybciej, niż się spodziewają. Astarel coraz częściej ostatnio widziała w Zwierciadle cień nad czarnymi skrzydłami. Wiedzieli, czego to zapowiedź. Ten czas już nadchodził.
Zostawił ich kłócących się o rację. W tej chwili nie był tu do niczego potrzebny, a jednocześnie w ten sposób dał Arte przyzwolenie, aby zabrał ze sobą Vivian. Powinni wykorzystać jak najlepiej czas, który im został. Przeznaczenie Anioła Lucyfera było nieubłagane.

***

Arte: Urodziny były, ale teraz czas wrócić do rzeczywistości.
Vivian: Racja, choć niezmiernie cieszą prezenty w postaci komentarzy pod postem urodzinowym. Taki odzew co jakiś czas naprawdę motywuje, a nie te pustki.
Arte: Także mamy nadzieję, że zostaniecie z nami dłużej. Pozdrawiamy.

1 thoughts on “What you gonna do when the devil finds you alone With the doubts about the ones you love? His heart is as cold as a stone What you gonna do when the guy above says You’ve been too bad and you need to cool down now?

  1. prz_ pisze:

    „Astarel coraz częściej ostatnio widziała w Zwierciadle cień nad czarnymi skrzydłami. Wiedzieli, czego to zapowiedź. Ten czas już nadchodził” – no cóż, to niestety było do przewidzenia…

Dodaj komentarz