Cukierek albo psikus, ponuraku

Halloween zamieniało szare ulice Londynu w szarość obwieszoną pomarańczą, pachnącą dynią i pełną różnych pseudo strasznych akcesoriów, które w Kandzie wywoływały niesmak. Nigdy nie rozumiał, skąd ta radość związana ze straszeniem się wzajemnie, łażeniem w nocy po cmentarzach czy zbieraniem słodyczy. Może i był aspołecznym dzieciakiem, a teraz człowiekiem, ale nie było w tym nic ekscytującego. Dużo szumu o nic.
Najchętniej zostałby w domu, ale perspektywa halloweenowej imprezy, którą urządzali Alma i Lavi, psuła mu plany. Do tego dzieciarnia z pewnością wywinęłyby mu jakiś numer w ramach zemsty, że nie da im żadnych słodyczy. Jeszcze na łeb nie upadł, żeby dokarmiać te przeklęte bachory z okolicy. Nie miał więc wyjścia, musiał się wynieść na tę jedną noc.
Planował przesiedzieć ją w jakimś barze, który byłby daleki od tej głupiej tradycji, ale nie odmówił, kiedy Vivian zaproponowała, że może zostać u niej. Co prawda był nieco zdziwiony, bo w Halloween zwykle towarzyszyła młodszemu bratu w jego eskapadzie po cukierki, więc nie miała czasu nawet dla własnego faceta. Jednak nie zapytał o powód. Jeśli mieli spędzić ten wieczór bez towarzystwa tego irytującego dzieciaka, nie zamierzał odmawiać.
Zjawił się nieco za wcześnie, ale miał dość marudzenia Almy, że nie chce zostać. Vivian wpuściła go do mieszkania z przepraszającym uśmiechem na ustach. Najwyraźniej oderwał ją od czegoś swoim przybyciem.
– Możesz się obsłużyć w kuchni? Muszę się zająć Allenem – odezwała się na powitanie.
– Jasne.
Chwilę później usłyszał, jak dzieciak krzyczy na starszą siostrę, że dziesięć lat to wystarczająco, by nie musiała z nim iść po cukierki. Najwyraźniej dość szybko wkroczył w fazę buntu.
Allen nadymał policzki, gdy zobaczył Kandę. Wyglądało to dość ciekawie w połączeniu z makijażem upiornego klauna. Nie dziwił się minie dzieciaka. Nigdy za sobą nie przepadali, chłopak był zazdrosny o siostrę, której związek z Japończykiem był dość burzliwy.
– Czyżbyś przestał doceniać siostrzaną troskę? – zakpił Kanda.
– Nie twój interes – naburmuszył się dzieciak.
– Allen, bo nigdzie nie pójdziesz.
– To on zaczął!
– A ty nie musisz kończyć. Obiecałam, że nie pójdę z tobą, ale masz słuchać Komuiego. Rozumiemy się?
– Tak.
– To dobrze. Powinni zaraz być, więc sprawdź, czy masz wszystko.
– Sprawdzałem dwa razy.
– Sprawdź trzeci.
– No dobrze.
Kanda uśmiechnął się pod nosem na te przekomarzanki Walkerów. Doskonale wiedział, że nie potrafią się długo na siebie gniewać. W końcu mieli tylko siebie i to Vivian po śmierci ich ojca kilka lat temu wychowywała młodszego brata. Może trochę im tego zazdrościł, ale i nie potrafił pogodzić się z tym, że jego dziewczyna ma też inne obowiązki.
Parę minut później pojawiło się rodzeństwo Lee. Lenalee była rówieśniczką i koleżanką z klasy Allena, dziś przebraną za czarownicę. Bardzo uroczą czarownicę.
Komui uśmiechnął się, widząc niepewność Vivian, gdy obserwowała witające się dzieciaki.
– Nie martw się. Będę ich pilnował – powiedział. – Spędź ten wieczór z Kandą i dobrze się bawcie.
– Na pewno Allen może u was zostać?
– Oczywiście. O nic się nie martw.
– Dziękuję, Komui.
Mężczyzna tylko się uśmiechnął. Rozumiał jej wahanie, więc szybko zabrał roześmiane dzieciaki, nim się rozmyśli. Nie chciał psuć im zabawy.
– Zachowujesz się jak nadwrażliwa kwoka – odezwał się Kanda, przeskakując z kanału na kanał.
– Zawsze wiedziałam, że można na ciebie liczyć – odparła z ironią. – Ty masz gdzieś Almę.
– Jest już dorosły i umie o siebie zadbać, a Kiełkowi pod opieką Komuiego nic się nie stanie. Najwyżej przeje się słodyczy. Cholera, same horrory.
– Jest Halloween. Poza tym lubisz horrory.
– Nie w Halloween. Wtedy są irytujące.
– Kolacja? – zaproponowała.
– Jeśli masz jedynie dynię, podziękuję.
– Ale jesteśmy dziś zabawni.
Podeszła do niego kocim krokiem, który oderwał jego wzrok od telewizora bardzo skutecznie. Obserwował każdy jej ruch, a myśl, że mają mieszkanie dla siebie aż do rana, tylko bardziej go pobudzała. Wyciągnął do niej rękę i posadził sobie na kolanach. Uśmiechnęła się cwanie.
– To byłoby pierwsze Halloween, które spędziłabym sama – stwierdziła.
– Chętnie umilę ci ten czas – odparł. – Rok rocznie.
– Gdzie w tym haczyk? – zapytała.
– A jak myślisz?
– Jesteś przewidywalny, ponuraku.
– To we mnie lubisz.
– Możliwe. Cukierek albo psikus.
Zmarszczył brwi. Że też nawet na chwilę nie pozwala mu zapomnieć, że dziś to głupie Halloween. Po chwili jednak przewrócił ją na sofę i zawisł nad nią z cwanym uśmiechem.
– Psikus.
Zaśmiała się głośno i przyciągnęła go do pocałunku. Pomysł, by go tu ściągnąć, nie był głupi. Chyba właśnie ustalili swoją własną, nową tradycję halloweenową.

1 thoughts on “Cukierek albo psikus, ponuraku

  1. Yuu i Viv.. brakowało mi ich ❤

Dodaj komentarz