Zakochany Kierownik

Nikt nie sądził, że wynikną z tego takie kłopoty, a oni będą mieć dodatkową robotę. Jednak nie wzięli pod uwagę temperamentu swojego przełożonego, który zwykle napędzał największy jego kompleks. Potem jednak było już za późno, mogli tylko ograniczyć konsekwencje.
A zaczęło się dość niewinnie. Reever postanowił, że Komuiego należy wysłać na kilkudniowy urlop. Po ostatnich wydarzeniach i godzinach nadgodzin należało mu się, choć blondyn zdawał sobie sprawę, ile kłopotów Lee im zawsze przysparza. Kiedy nikt go nie pilnował, spał albo tworzył kolejne szalone wynalazki, które demolowały Kwaterę Główną. Wystarczył jeden podejrzany gest, słowo bądź spojrzenie jakiegoś mężczyzny na Lenalee i zaczynało się szaleństwo. Młodsza Lee była już dorosła, a ten traktował ją wciąż jak dziecko, które trzeba pilnować na każdym kroku. Miała prawo przecież się zakochać i chociaż spróbować normalnego życia pomiędzy obowiązkami wobec Zakonu. Tylko Komui miał z tym problem.
Jednak po tych ostatnich ciężkich tygodniach Reever postanowił, że Komui musi odetchnąć choć przez kilka dni od zakonowego życia i z pomocą Lenalee wysłał Kierownika na urlop. Pod żadnym pozorem Lee nie mógł pytać o sprawy w Zakonie, dopóki nie wróci. Zapewnił go również, że poradzą sobie bez niego, a nawet stwierdził, że będzie dużo łatwiej bez Komuiego plątającego się wszystkim pod nogami.
I rzeczywiście był to dobry pomysł, choć Reever musiał na ten czas przejąć niektóre obowiązki dowódcy. Mimo to wszystko działało w miarę normalnie. Może tylko niektórzy mieli wrażenie, że brakuje jakiegoś elementu.
Komui wrócił do Zakonu wypoczęty i jakiś weselszy. Nikt jednak nie zwrócił na to większej uwagi, dopóki nie zauważyli pewnych, drobnych zmian. Po raz pierwszy od lat nie było zwyczajowego marudzenia, że Lenalee jedzie na misję – przecież nie sama, lecz z Kandą – a jedynie krótkie „uważaj na siebie”. To jednak nie było jeszcze aż tak podejrzane. Wszyscy myśleli, że po prostu Komui postanowił zachowywać się normalnie i w pełni zaakceptować samodzielność młodszej siostry. Tego w końcu od niego oczekiwali od lat, choć wątpili już, czy kiedykolwiek się to wydarzy.
Kanda skrzywił się, czując jakiś dziwny zapach w gabinecie Komuiego, gdzie było wyjątkowo czysto. Gdzieś zniknął codzienny burdel, wszystkie dokumenty były ułożone w zgrabne stosiki, a podłoga w końcu była widoczna. Woń jednak nie była pozostałością po środkach czystości. To było coś innego. Im bliżej Japończyk był biurka, tym intensywniejszy był ten zapach, aż w końcu zrozumiał, co jest jego źródłem. Czy raczej kto.
– Coś tu cuchnie – mruknął.
– Tak? Nie zauważyłem – odparł Komui, odbierając raport z misji.
– Pytanie, od kiedy używasz perfum.
– Źle pachną? – Chińczyk spojrzał na egzorcystę.
– Na to dziewczyny nie złapiesz.
– Tak się składa, że to prezent od kobiety. Do tego trzeba dorosnąć, Kanda.
Japończyk przewrócił tylko wymownie oczami i wyszedł stamtąd czym prędzej. Nie miał pojęcia, co napadło Komuiego, ale wolał oddalić się na bezpieczną odległość. Kto wie, może to zaraźliwe.
Niedługo później wszyscy zaczęli dostrzegać zmiany w zachowaniu Komuiego, a powód był tylko jeden – miłość. Kierownik się zakochał. To przekraczało ich pojmowanie, bo przecież Komui świata poza Lenalee nie widział. Nikt nie spodziewał się, że kiedykolwiek się to zmieni, a mężczyzna zacznie więcej czasu poświęcać sympatii.
Początkowo nie wszyscy chcieli w to wierzyć. Sądzili, że to głupia plotka, a Kierownikowi po prostu odbiło. Jednak po śledztwie Laviego wszystko okazało się jasne. Komui rzeczywiście podczas urlopu spotkał kobietę, która zawróciła mu w głowie. Według młodego kronikarza wyglądało to na coś poważniejszego. Zresztą sam Komui potwierdzał to swoim zachowaniem. Rzadziej przysypiał nad pracą, nie unikał swoich obowiązków, ale też częściej wychodził. Spotykał się z tą kobietą, choć jednocześnie było to złamanie zasad. Póki nie zamierzał się z nią dzielić wiedzą na temat Zakonu, mogli jeszcze przymknąć na to oko, ale zaczynało się robić dziwnie. Kupowanie kwiatów, rozmowy na temat doboru atrakcji spotkania, dbanie o wygląd bardziej niż dotychczas – ciężko było uwierzyć, że Komui może się tak zmienić. Jednocześnie wszyscy czekali na jakąś katastrofę. Ta musiała wydarzyć się prędzej czy później, a w tym przypadku mogło to być naprawdę tragiczne w skutkach.
Nie musieli zresztą zbyt długo czekać. W czasie śniadania uwagę wszystkich przyciągnął hałas. Egzorcyści zmarszczyli brwi na ten dźwięk. Był dość znajomy, przez co Lenalee westchnęła ciężko, spodziewając się skutków kolejnego wariactwa jej brata. On chyba naprawdę nie rozumiał, dlaczego za każdym razem zabraniają mu tego.
W drzwiach stołówki przystanął Komui. Minę miał bardzo z siebie zadowoloną. Za nim można było dostrzec nogi robota. Kolejny Komurin powołany do życia w nie wiadomo jakim celu.
– Bracie, po co zbudowałeś tego robota? – zapytała Lenalee.
– Jest mi potrzebny.
– Do czego?
– Zasypie Ann kwiatami.
Komui naprawdę uważał, że będzie to dobry pomysł. Bardzo romantyczny. Komurin może przenieść dużo więcej kwiatów niż on sam, więc dzięki temu jego ukochana dostanie ich więcej. Będzie zachwycona.
Lenalee stanowczo nie podzielała entuzjazmu brata. Taki robot z pewnością będzie przyciągał uwagę na ulicach, a tego Zakon nie potrzebował. Poza tym ryzyko wpadki było zbyt wielkie, by pozwolić Komuiemu na taką samowolkę.
– Nie pamiętasz już, ile szkód wyrządził poprzedni Komurin? – zapytała dziewczyna.
– Ten nie ma wad – zapewnił Komui.
– Poprzednim razem też tak mówiłeś – zauważył Lavi. – A potem zdemolował pół Kwatery Głównej, zanim Yuu obciął mu głowę.
– To nie była wina Komurina – oburzył się Kierownik.
– Bracie, obiecałeś, że kolejnego robota nie będzie.
– Ale, Lenalee, to dla Ann.
– Wątpię, żeby jej się to spodobało – odezwała się Hikari. – Kobiety lubią być zaskakiwane, ale nie aż tak. Wystarczy normalny bukiet jej ulubionych kwiatów.
– Dorosłe kobiety mają większe potrzeby.
– A co ty wiesz o kobietach? – prychnął Kanda, patrząc na nich znudzonym wzrokiem.
Wątpił, żeby Kierownik kiedykolwiek ułożył sobie życie uczuciowe we właściwy sposób, pomijając już sam fakt bycia członkiem Czarnego Zakonu. Dziwił się też, że ta cała Ann jeszcze nie uciekła na widok Komuiego. Z daleka widać, że to dziwak.
– Pewnie tyle samo co ty – wyszczerzył się Andreas.
Japończyk prychnął pod nosem, ale nie chwycił za Mugen. Szkoda było mu czasu na pyskatego ninja. Pozbierał naczynia i wyszedł, mając dość tego marnego przedstawienia.
– Jestem pewna, że Ann doceni normalny bukiet – powiedziała młodsza Lee. – Dlatego też robot nie będzie potrzebny.
– Ale, Lenalee… – jęknął Kierownik. – Budowałem go całą noc.
Spojrzenie dziewczyny było jednak nieprzejednane. Już ona wiedziała, czym kończy się wypuszczenie Komurina na wolność. Nikt nie ma ochoty sprzątać bałaganu, który zrobi rozszalały robot. Naprawdę nie wiedziała, ile razy jeszcze musi mu przypominać, że to niebezpieczne i niepotrzebne. A to niby ona była młodsza.
– A jak udowodnię, że Komurin jest niegroźny? – zapytał Kierownik.
– Wątpię, żeby to się udało – zawyrokował Lavi.
– Niedowiarki, zaraz uwierzycie. Komurin, obsyp kwiatami Lenalee i Hikari.
Robot wszedł na stołówkę, ledwo mieszcząc się w drzwiach. Wyglądem nie odbiegał od swych poprzedników systematycznie niszczonych przez egzorcystów. Każdy jego krok był słyszalny chyba w całym budynku. Szybko zlokalizował obie egzorcystki i skierował się ku bliższej Lenalee. Wszystko wyglądało w porządku, dopóki robot nie otworzył swego wnętrza i nie wysypał na dziewczynę kwiecia i trawy różnego pochodzenia. Gdyby nie to, że Chinka odskoczyła, rzeczywiście znalazłaby się pod stertą zieleniny.
– I to ma się spodobać Ann? – spojrzała z wyrzutem na brata.
Ten nie zdążył odpowiedzieć, gdyż robot nie zadowolił się wysypaniem kwiecia w złe miejsce. Podążył za egzorcystką, chcąc wykonać zadanie.
– Zaczyna się – zawyrokował Lavi.
Miał rację. Komurin w tym momencie wpadł w szał, próbując dorwać obie dziewczyny. Przy okazji zaczął demolować stołówkę. Lenalee długo nie czekała, aktywowała innocence i zniszczyła robota ku rozpaczy Komuiego, któremu kazali sprzątać. Ten tylko uśmiechnął się złowieszczo.
– Przewidziałem, że nie zaakceptujecie wspaniałości kwiatowego Komurina, więc stworzyłem drugiego – zaśmiał się. – Komurin, idziemy do Ann.
Drugi robot musiał być niedaleko. Narobił jeszcze większego bałaganu niż poprzednik i wprawił w popłoch pracowników.
– Bracie!

Reever zerwał się z miejsca przerażony. Zleciał z krzesła, z hukiem uderzając o posadzkę. Dopiero po chwili zorientował się, że zasnął, a to wszystko było snem. Koszmarem, którego nigdy nie chciał w rzeczywistości. To byłaby katastrofa dla Czarnego Zakonu.
Właściwie dlaczego zasnął? Pamiętał, że przygotowywał dokumenty dla Komuiego i przy okazji strofował podwładnych za obijanie się. Rozejrzał się z zastanowieniem. Wyglądało na to, że nie tylko on zasnął i teraz czuł się zdezorientowany.
– Śniło mi się, że Kierownik się zakochał – powiedział Johnny. – To było straszne.
– Te roboty były okropne – dodał ktoś inny.
Reever wzdrygnął się. Skoro wszyscy zasnęli i mieli ten sam sen, ktoś musiał coś zmajstrować, a to był tego efekt.
– Czujecie ten słodki zapach? – zapytał po chwili.
Dopiero teraz zorientował się, że w laboratorium unosi się jakaś obca woń.
– Gaz usypiający?
– Prawdopodobnie ulotnił się jako dodatek.
– Pewnie tak.
Reever odetchnął z ulgą, znajdując przyczynę tych zbiorowych koszmarów. Nie wyobrażał sobie zakochanego przełożonego, który odpuściłby Lenalee, biegał na randki i budował roboty sypiące kwiatki.
– Naprawdę myślicie, że Komui mógłby się zakochać? – zapytał Johnny.
Reever pierwszy się roześmiał. Nie, to było niemożliwe. Nie w tym życiu.

2 thoughts on “Zakochany Kierownik

  1. Tenebris pisze:

    Zbiorowe haluny? Czy uśmiech komnaczył tyle, żedosypał im czegoś kawy i to jednak nie sen?
    I Kanda: co ty możesz wiedzieć o kobietach/ O ja pierdziuuuu 😀 Kanda znawca kobiet ❤

Dodaj komentarz