Świąteczny duch

Czasy współczesne, świat alternatywny, Tokio

Dookoła pełno było świątecznych dekoracji, które świeciły, mrugały, śpiewały… Robiły wszystko i były tak kiczowate, że Arte żałował, że w ogóle dał się przekonać do wyprawy do Tokio. Zresztą większość Japończyków nie obchodziło świąt, były tylko zabawnym wydarzeniem z Zachodu pełnym kolorów i prezentów. O duchu świąt chyba nikt tu nie słyszał.
Tłum ludzi i mnogość świateł sprawiały, że nocy nikt tu chyba nie zauważał. Owszem, Arte mógł udawać, że może chodzić jak w dzień, ale czasami już go to męczyło. Zwłaszcza w tym okresie, kiedy chciał poczuć dawne święta spędzone wśród członków Ligi.
Wiedział, czego szuka, ale miał coraz mniejsze nadzieje, że mu się to uda. Bez tego nie mógł sobie wyobrazić już świąt, które stały się puste po odejściu z Ligi Vivian. Nie dziwił jej się, chciała już innego życia, ale już ta przeprowadzka na drugi kraniec globu była, jego zdaniem, przesadą. Tak jakby chcieli uciec przed wszelkimi wspomnieniami związanymi z tamtą wojną, z której ledwo uszli z życiem.
Wyszedł z kolejnego tłocznego centrum handlowego w niezbyt dobrym nastroju. Do tego na zewnątrz zaczął padać śnieg, za którym nie przepadał. Chyba ta niechęć przeszła na niego z Vivian, chociaż razem zawsze się z tego śmiali. Do tego zrobiło się zimno, więc postanowił znaleźć jakieś miejsce bez świątecznej atmosfery, gdzie mógłby odetchnąć.
– Kogo widzę. – Usłyszał za plecami. – Czyżbyś się zgubił, wampirze?
– Chciałbyś, egzorcysto – mruknął, spoglądając przez ramię na długowłosego Japończyka, który skrzywił się na ostatnie słowo.
– Nie jestem już egzorcystą, ale jeszcze jestem w stanie obciąć ci łeb.
Arte prychnął rozbawiony. Kanda nigdy za nim nie przepadał, zresztą ze wzajemnością. Wampir wiedział, że to kwestia zazdrości o przyjaciółkę, z którą przeżył wiele niebezpiecznych misji.
– Chodź – polecił Kanda.
Nie odwracał się, by sprawdzić, czy Arte za nim idzie. Ruszył w drogę powrotną do domu, gdzie czekali na niego najbliżsi.
Wampir nie miał zbyt wielkiego wyboru. Wcześniej nie dał Vivian znać, że przylatuje do Tokio, a wiedział, że przyjaciółka będzie miała o to pretensje. Przez ostatnie parę lat nie widywali się często, nie rozmawiali też tyle, co kiedyś. Odsunął się, pozwalając jej na normalne życie, którego nigdy wcześniej nie miała. Zasłużyła sobie na szczęście i rodzinę, której tak bardzo pragnęła.
Podróż mimo tłoku nie trwała długo. Ulice dookoła nie były już tak ludne, zniknęły jaskrawe bilbordy i śpiewające choinki, a wokół więcej było ustrojonych domów jednorodzinnych. Typowe przedmieście, gdzie nie docierał zgiełk wielkiego miasta.
– Wróciłem – rzucił w przedpokoju Kanda.
– Tato!
Na Japończyka rzuciła się dwójka około pięcioletnich dzieci o czarnych włosach i zielonych oczach. Bliźniaki, chłopiec i dziewczynka. Uczepiły się ramion ojca, który uśmiechnął się łagodnie.
– Witaj w domu.
Z pomieszczenia, które musiało być kuchnią, wyszła Vivian w fartuchu narzuconym na prostą sukienkę. Ręce miała całe z mąki, a wraz z nią pojawił się zapach korzennych przypraw. Uśmiech zamarł jej na ustach, gdy dostrzegła wampira.
– Arte.
– Dawno się nie widzieliśmy, maleńka. – Uśmiechnął się swoim zwyczajem.
– Co ty tu robisz, durny wampirze? Nie odzywałeś się od pół roku.
Arte zaśmiał się nerwowo pod czujnym spojrzeniem Kandy i bliźniaków. Najwyraźniej Vivian nikomu nie powiedziała, dlaczego ich kontakt się tak po prostu urwał.
– Święta to czas pojednań – powiedział.
– Wejdź, nie stójmy w progu. Ann, Alma, nie skończyliśmy pierniczków. Yuu, zrobisz kawy?
– Jasne.
Pocałował ją w policzek i spojrzeniem wskazał Arte drzwi do salonu, w którym siedzieli Allen i Abba, oglądając jakiś świąteczny sen. Wampir zaczął niezobowiązującą rozmowę, ale ta się nie kleiła. Nie był tu zbyt mile widziany.
Nie spodziewał się, że w drzwiach stanie Vivian. Spojrzała na niego uważnie.
– Nadal jesteś na mnie zła? – zapytał.
– Czego tu szukałeś? Coś nam grozi?
– Nie, chciałem się z tobą zobaczyć. Poza tym nie lubię świąt, gdy nie ma cię w pobliżu. Są nudne. U ciebie pachnie świętami. To piernik, prawda? Kochasz to ciasto.
– Przypomina mi o mamie. – Odwróciła wzrok, po czym skrzywiła się. – Nie zmieniaj tematu.
– To źle, że chcę z tobą spędzić święta? Pogodzić się? Byłem głupcem, nie miałem prawa ci tego powiedzieć. Przebaczysz mi?
Vivian westchnęła. Nie spodziewała się, że przed świętami zdarzy jej się taka sytuacja. Dawno już o tym nie myślała, co prawda miała moment, kiedy chciała zadzwonić do tego krnąbrnego wampira i się z nim pogodzić, ale postanowiła, że skoro to nie ona zawiniła, nie wyciągnie pierwsza ręki.
– Jutro Wigilia. Jak miałabym cię teraz wyrzucić? Masz mnie za sukę bez serca?
– Patrząc na twoją rodzinę, nigdy bym tak nie pomyślał. Stałaś się żoną i matką. Jesteście szczęśliwi. Nie trudno to zobaczyć. Przepraszam, że byłem takim dupkiem.
– Wybaczę ci, ale pod jednym warunkiem.
– Jakim?
– Pomożesz dzieciakom ubierać choinkę. Abba, ty tu rządzisz.
– Tak jest. – Zaśmiała się dziewczyna. – Annie, Alma, ubieramy choinkę.
Arte uśmiechnął się. Zapomniał już, że nie lubi świąt, poczuł ich ducha, a wystarczyło, że został uznany za część rodziny. Razem się śmiali, objadali, czasami ścierali w wymianie poglądów, ale najważniejsze było dla niego, że przyjaciółka jest szczęśliwa. Tak jak na to zasłużyła.

1 thoughts on “Świąteczny duch

  1. Shikyo pisze:

    Wesołych Świat Bożego Narodzenia 🎄

Dodaj komentarz